Podzielę się dzisiaj swoją historią, która może być nauczką dla innych, przestrogą dla tych, którzy panicznie boją się wizyt u stomatologa. Jako dziecko, a później nastolatek, bardzo niechętnie odwiedzałem gabinet dentystyczny – z początku rzadko, aż w końcu zbuntowałem się i powiedziałem mamie, że nigdy więcej tam nie pójdę.
Oczywiście doskonale wiemy, że to jest niemożliwe, by wytrwać w tym postanowieniu – gdy zaczyna nas boleć ząb, zaczynamy „chodzić po ścianach” i szukamy kogoś, kto by nam ulżył w cierpieniu.
I tak którego razu zdarzyło się, że obudziłem się z lekkim bólem zęba – poprzedniego dnia wieczorem wszystko było w porządku i nic nawet nie zapowiadało nadchodzącego problemu. Dzień od rana zapowiadał się upalnie – była połowa lipca. Niestety taka już natura różnego rodzaju zapaleń, że najbardziej lubią się odzywać właśnie wtedy, gdy temperatura rośnie na łeb na szyję.
Po próbie zjedzenia śniadania udałem się do gabinetu stomatologicznego, który miałem najbliżej domu – i pech chciał, że tego dnia było zamknięte. Ani jednego dyżuru, a w rejestracji pani, która z przykrością oznajmiała, że jest w pracy tylko dlatego, że dziś również prowadzi zapisy na dalsze terminy. W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego niż jechać na dyżur do szpitala z oddziałem stomatologicznym prowadzącym tzw. „fotel bólowy”.
Po obejrzeniu zębów i zrobieniu zdjęcia rtg okazało się, że to nieszczęsna lewa dolna siódemka wywołuje ból i natychmiast trzeba ją usunąć, bo wdał się już stan zapalny, a nieleczony przejdzie na kolejne zęby. Dostałem skierowanie na oddział chirurgii twarzowo-szczękowej, gdzie miałem się udać bezpośrednio ‚fotela bólowego”.
Zastanawiałem się, czy wyrywanie zęba boli, a jeśli tak, to jak bardzo
Siedząc w poczekalni, zacząłem rozmawiać z innymi ludźmi. Okazało się, że jest wśród nich pani, która kilka tygodni wcześniej miała usuwany jeden ząb, a teraz przyjechała na usunięcie drugiego, gdy rana w dziąśle po pierwszym się zagoiła. Stwierdziła, że wyrywanie nic nie boli, na sali są odpowiednio przygotowani specjaliści, mają odpowiednie znieczulenia w formie zastrzyków (już samo to mnie przeraziło!) i chwilę czekają, aż substancja znieczulająca zacznie działać.
Ufnie siedziałem i czekałem, a wszyscy, którzy wychodzili z gabinetu zabiegowego wyglądali na całkiem spokojnych. Mieli ze sobą zapas ligniny, ponieważ krew z rany mogła się sączyć jeszcze przez jakiś czas. W końcu przyszła moja kolej. Wszedłem, lekko spanikowany położyłem się na wskazanym fotelu. Wszyscy byli bardzo mili i pozwolili mi ułożyć się w ten sposób, by ciału nic nie przeszkadzało podczas zabiegu. Chirurg podał mi zastrzyk – zrobił to na tyle sprawnie, że nie poczułem szczególnie silnego ukłucia.
Po upływie około minuty lub dwóch przystąpił do swojej pracy. Okazało się, że jeszcze miejsce nie jest w pełni znieczulone, ponieważ czuję każdy dotyk i nie jest to przyjemne odczucie. Podał mi drugą dawkę, wstrzykując ją w dziąsło w miejscu obok poprzedniego zastrzyku. Po kolejnej minucie znów podjął się swoich czynności, a ja dalej czułem ból. W ten sposób zużył łącznie cztery dawki środka znieczulającego, po czym stwierdził, że nie może mi go więcej podać i prawdopodobnie stan zapalny jest na tyle silny, że nic już na niego nie działa. Przeżyłem w tym momencie szok. To oznaczało jedno: że rwanie zęba odbędzie się całkowicie na żywca.
Lekarz robił kilka podejść, za każdym razem krzyczałem wniebogłosy, bowiem ból był nie do zniesienia. Było mi już wszystko jedno, ile osób spoza gabinetu mnie w tym momencie słyszy – musiałem sobie jakkolwiek pomóc. W końcu chirurgowi udało się wyrwać ząb – ale, przysięgam – to była najgorsza minuta w moim całym dotychczasowym życiu.
Usuwanie zębów nie boli – ale jeśli wda się stan zapalny, a tak było w tym przypadku – to „święty Boże nie pomoże” i będzie bolało. W innych wypadkach to naprawdę nie jest bolesny zabieg. Wystarczy, by stomatolog odpowiednio wykonał znieczulenie i w zasadzie po chwili zęba już nie ma. Niewątpliwie w takiej sytuacji liczy się zaufanie do lekarza i komfort psychiczny – na tyle, na ile możemy sobie go zagwarantować, warto to zrobić, by mięśnie dodatkowo się nie spinały.
Niech ta historia będzie przestrogą. Tak, wyrwanie zęba „na żywca” dla się przeżyć, ale nie jest to miłe doświadczenie…